literature

ROTG - Dwaj Bracia - PL - Rozdzial II

Deviation Actions

White-king2332's avatar
Published:
315 Views

Literature Text

  - Jak to nie jest Strażnikiem? – rzucił Zając, nastawiając wysoko uszy.  – Ten kryształ wybierał tylko i wyłącznie właśnie ich. Nas!
  - Nie jest to możliwe, by to był Strażnik – odpowiedział North, wpatrując się dalej w wielki błysk kryształu.
  - Możecie chociaż powiedzieć, kto to jest? – spytałem. Nie miałem jakoś odwagi by podejść bliżej i spojrzeć. Nie wiem dlaczego.
  - Poznasz ją za moment – wtrącił po czym po chwili zwrócił się do Piaskowego Ludka. – Piasek! Pójdziesz po niego.
  - „Dlaczego ja?” – spytał, unosząc znak zapytania nad głową.
  - Jest już jego pora działania. Jak z resztą i twoja. Pracujecie w końcu wspólnie w tych samych godzinach – dodał, puszczając do niego oko. Po twarzy Piaska było widać, że zrozumiał, o kogo chodzi. A ja nadal stałem bez wyjaśnień.
  W końcu palnąłem:
  - To ja idę z nim po niego, kimkolwiek on jest.
  - Nie musisz, to zajmie chwilę…
  - Jeżeli nie chcecie mi powiedzieć i wyjaśnić, kto to jest, to dowiem się tego, pomagając Piaskowi.
  On nie miał nic przeciwko, spojrzał tylko ze spokojem na Northa, dając mu do zrozumienia, że dla niego nie jest to problem. Mikołaj na początku marszczył brwi, lecz po chwili wzruszył ramionami z uśmiechem.
  - Niech będzie, w sumie to nic wielkiego. A coś czuję, że będzie to dla ciebie miła niespodzianka.

  Obydwoje wylecieliśmy z bazy Northa niczym kula z pistoletu. Piasek na swojej złotej chmurze prowadził mnie w najbardziej znane nam rejony. Mój były dom. Moje dobrze znane jezioro.
  Zapadł zmrok. Nieliczne latarnie paliły się słabym światłem, niektóre były już bliskie całkowitego przepalenia i wygaśnięcia. Powoli gasły światła w mieszkaniach ludzi, małe dzieci kładły się do łóżek. Była pora na odrobinę złotego pyłu mojego przyjaciela.
  - To co teraz? Kogo szukamy?
  Zasiedliśmy na dachu, na którym mieliśmy najlepszy widok na miejską panoramę. Miasto wyglądało tak cicho i spokojnie. Bez żadnych obaw, bez żadnych…
  Koszmarów…
  - Czym ta postać się konkretnie zajmuje? – spytałem, kucając na dachówkach. Jednak nie dostałem odpowiedzi. Siedział skupiony, czujnie się rozglądając dookoła. Robiłem to samo, mimo, że nie miałem pojęcia, za czym się rozglądałem. Uznałem, że jeżeli zobaczę coś dziwnego, to będzie to właśnie nasz cel. Ale nic się nie działo. Liście powoli spadały z drzew, lampy na ulicy migotały światłem, po Wietrze ani śladu.
  Po chwili jednak coś błysnęło w oddali. Cała ulica lamp zabłysła żywym światłem. Biła tak mocno, że rozświetliła okolice.
  - „Tu jest! Za nim!” – zaiskrzył Piasek, łapiąc mnie panicznie za rękaw i kazał za sobą lecieć.
  - Zaraz! Gdzie? Poczekaj! – na początku nie mogłem go dogonić, lecieliśmy w stronę błyszczących lamp. Na moment zawisnęliśmy w powietrzu, czujnie się rozglądając. Po celu ani śladu ani słychu. Nie wiem, kim on był, kim on jest, ale skubany jest szybszy niż sądziłem.
  - Gdzie teraz? – stanąłem na szorstkim asfalcie, zarzucając laskę za bark. Piasek zszedł niżej, mrużąc oczy, opierając się mocniej o chmurę, jakby to miało poprawić jego wzrok. Ale to na nic. Postać nam czmychnęła.
   A może jednak nie…
  - Szukacie mnie?
  Ten głos…
  To…
  Dobiegał zza moich pleców. Błyskawicznie się odwróciłem i z mojej laski poleciał pierwszy obrończy błysk. Gwałtownie wrzasnąłem, ale to było bez sensu. Mój strzał skierowany został na fragment żywopłotu jednego z mieszkańców. Postać zniknęła, zostawiając za sobą ciężki do zauważenia pyłek.
  Jasny, słomkowy pyłek. Co to?
  Piasek zawołała w moją stronę bym przestał i odłożył broń. Ja, będąc spanikowany, spotkaniem osoby, której już nigdy nie chciałem widzieć, nie pozwalała mi opuścić broni. Ale musiałem. Nie rozumiałem dla czego, ale skoro on mówił, że powinienem…
  - Pokaż się! – zawołałem, szukając go w mroku, który krył się za granicą światła lamp.
  - Najpierw mnie szukacie, później chcecie mnie zamrozić a teraz każecie mi się ponownie pokazać? – spytał głos w ciemności.
  Zaraz…
  To jednak nie był ten sam głos. On jest taki podobny do znanego mi, ale ten był o wiele, wiele bardziej przyjazny. Taki ciepły i miękki.
  To nie mógł być Mrok.
  Z ciemności po chwili wyjawiła się wysoka, majestatyczna postać. Szedł powoli i dostojnie. Wysoki, szczupły blondyn, w jasno szarym płaszczu, sięgającym do podłogi o długich rękawach, przypominających skrzydła motyla. Opierał się o laskę, na której wisiał niewielki, srebrno-niebieski lampion.
  Kim on był? Był taki majestatyczny. Stąpał delikatnie po ziemi, jakby miała zaraz się zapaść tuż pod nim. Nigdy go wcześniej nie widziałem. Skoro to była jego pora działania, a moja pora odpoczynku i podróży, to czemu go nigdy nie spotkałem.
  - Kim jesteś?
  Piasek zszedł ze swojej chmury by go przywitać gorącym uściskiem. Postać była bardzo wysoka, przy Piasku wyglądała na znacznie wyższą nawet od Zająca czy Northa. Nachylił się, ściskając mu dłoń, śmiejąc się prez zęby. Jego loki opadły delikatnie na twarz.
  - Miło cie widzieć, Piaskowy Ludku – odpowiedział, jakby mnie nie zauważył. Dopiero, jak się wyprostował, spojrzał mi w twarz. Jego twarz nadal była zamarznięta w delikatnym uśmiechu, mimo, że niedawno sam chciałem go zamrozić.
  - Jack Mróz, jak mniemam? Słyszałem o tobie najprzeróżniejsze historie.
  - Doprawdy? – zainteresował mnie. Kimkolwiek on był.
  - Dzieciaki wspominały ciebie każdej nocy pod koniec przymrozów. Liczą, że znowu ciebie zobaczą.
  Wzruszyłem tylko ramionami.
  - Taki już jestem. Ale może w końcu się przedstawisz, kim ty jesteś.
  - To Piasek ci nic nie powiedział – spojrzał na drobnego towarzysza. On tylko wzruszył ramionami.
  - Daruj mi to. Ja jestem Światło.



  - Światło?
  Przytaknął na moje zdumienie.
  - Jestem ostatnim Światłem, które dzieci zostawiają na noc przed snem, jestem światłem z korytarza, kiedy rodzice nie zamykają drzwi dzieciom, jestem światłem z lampek nocnych… Jestem… Światłością.
  Nic dziwnego czemu wygląda, jak wygląda. Stwarzał dookoła siebie delikatną, złota aurę. Przypominał trochę swoim światłem żarówkę.
  - Światłość…  - mruknąłem do siebie. Zmrużyłem oczy, chcąc przyjrzeć się jego twarzy. Jego rysy były mocno wyostrzone, nos podłużny  i garbaty a broda bardzo wysunięta. Przypominał mi kogoś. Aż za bardzo można by powiedzieć.
  - I to ciebie Księżyc potrzebuje?
  Ta wiadomość trochę go zdziwiła, kąciki jego ust delikatnie się zniżyły. Widać tak samo był zdezorientowany jak ja.
  - Księżyc? – spojrzał samymi oczami w górę tak wysoko, jak tylko mógł. – Po co mu jestem ja? Od bardzo dawna nie potrzebował mojej pomocy.
  - Widać to się zmieniło. Nie wiem co to jest, czego oczekuje, ale na pewno ma z tym związek Czarny Pan. Mrok.
  Jego światło, które tworzył dookoła siebie, gwałtownie zbladło na słuch tego imienia. Sam on stał się przez moment blady, jego cera jak i włosy stały się bardziej mleczne.
  - Mrok?...
  Delikatnie przytaknąłem, mając obawę, że powiedziałem coś nie tak. Może nawet bardzo nie tak. Piasek złapał go za fragment płaszcza.
  - „North ma coś ważnego tobie do powiedzenia. Jesteś nam bardzo potrzebny” – powiedział, ukazując przeróżne znaki. W tym wizerunek Northa, masę wykrzykników, księżyc i samą posturę Mroka.
  - Nie rozumiem dlaczego, ale jeżeli to dotyczy jego, muszę iść z wami.
  Jest mniej uporczywy, niż ja byłem. Mimo, że dokładnie tyle samo informacji dostaliśmy, kiedy jeden ze Strażników po nas przyszedł.
  - Ale…że..jak? Zgadzasz się?
  Przytaknął.
  - Tak po prostu?
  - Jeżeli Księżyc ci coś powie, jest to rzecz święta.
  Gdybym ja miał takie same myślenie, kiedy Zając odebrał mnie z ziemi. Może różnica polegała na tym, że przyszła po mnie niewłaściwa osoba. Gdyby tak jak teraz przyszedł po mnie Piasek, może bym był bardziej przekonany.
  Światło odwrócił się i odszedł parę kroków, jakby znał drogę do Northa. W pewnej chwili się zatrzymał.
  - Pójdę z wami, ale muszę załatwić jeszcze jedną rzecz. PŁOMYK?!
  Zawołał głośno i donośnie. Co? O co mu chodziło? To jakieś zaklęcie, rytuał czy ubranie?
  - Płomyk, wracaj! – zawołał kolejny raz w przestrzeń.  – Potrzebują nas.
  Kiedy chciałem się spytać Światło, o co chodzi, usłyszałem świst, dobiegający z mojej prawej strony. Nim spojrzałem, co to takiego, to coś szarpnęło mną i wywaliło na parę metrów dalej. Piasek gwałtownie skoczył. Złapała mnie jakaś osoba, wywaliła na asfalt. Moja laska wypadła gdzieś niedaleko.
  - CO JEST!
  Nad sobą ujrzałem jakąś postać. Przysłaniała ja burza ciemnobrązowych loków. Świeciła tak samo, jak Światło. Mieniła się złotem.
  - Cześć! – zawołała, uśmiechając się szeroko. Jej oczy zaświeciły w moją stronę. Ja leżałem ciut przerażony i zdezorientowany, kim była ta postać.
  - Płomyku! Wstawaj! – zawołał z lekkim zdenerwowaniem w głosie Światło.
 - Daruj! Wybacz! – błyskawicznie ze mnie wstała, pomogła mi wstać i podała mi moją laskę. Chciała też otrzepać moją bluzę ale już ją zatrzymałem. – Wybacz, wybacz, wybacz… - mruczała dalej, patrząc na mnie dużymi oczami.
  Zauważyłem, że lekko unosiła się nad ziemią jak Ząbek. Dopiero po chwili zauważyłem jej skrzydła, które migotały złotkiem. Nie dawały one żadnego dźwięku w porównaniu do skrzydeł Ząbka.
  No i… drugi raz w życiu widzę wróżkę. Do tej pory sądziłem, że będzie nią tylko Zębuszka. A jednak.
  - Zaraz… a kim ona jest? – spytałem z oburzeniem. Piasek nic nie mówił, przyglądał się tylko tej całej sytuacji, jakby dał mi prowadzenie w tej całej konwersacji. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Może miał do tego powód.
   Albo znowu jestem uparty…
  - To jest Płomyk. Moja drobna pomocnica.
  - Dla kogo drobna, dla tego drobna, Światłość – rzuciła, ciepłym, wysokim głosem.
  - Zaraz! Mieliśmy przyjść tylko po ciebie, Światło. A nie po osoby towarzyszące.
  Światło schował swoją laskę do tyłu, mocując ją do mechanizmu z tyłu pleców. Jeszcze nie widziałem, jak ono dokładnie wygląda, ale trochę przypomina zwykły podajnik czy „trzymadło” jakkolwiek mógłbym to nazwać. Mężczyzna z pewnością siebie skrzyżował ramiona.
  - Rozdzielić Płomyka od Światłości to jak rozdzielić ziemie na wodę i grunt. Nie możesz tego tak zrobić.
  Spojrzałem na Piaska, potrzebowałem drobnej pomocy. On tylko przytaknął głową ze spokojem.
 - „Nie martw się, weź ich. Tak musi być” – coś w ten deseń od niego usłyszałem.
  Wziąłem głęboki wdech, który rozsadzał moja pierś.
  - Niech będzie. Nie mamy na co marnować czasu. Może North wyjaśni mi w końcu, o co tak naprawdę chodzi.
Comments4
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
dominodonnia1's avatar
Mam nadzieję że będziesz pisać dalej bo historia bardzo mnie wciągła i powiem jedno piszesz genialnie :-D